Piotr Panek urodził się w Rzeszowie w roku 1940. Jako prymus ukończył pierwsze rzeszowskie liceum, gdzie również otrzymał solidne przygotowanie z łaciny,
co owocowało później tworząc jego "osobowość filologiczną". Łacina wyostrzyła jego językowy słuch, uwrażliwiała na piękno kadencji i frazy języka, pozwalała
dokładnie określać warstwę znaczeniową poszczególnych słów. Przyjemnością było uczestniczyć w prowadzonych przez niego lekcjach języka polskiego. Wszystko,
co wiedział i czuł starał się przekazywać uczniom rzeszowskiego "plastyka".
Ukończył polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie studiował pod kierunkiem takich mistrzów jak choćby Stanisław Pigoń.
Powrócił do Rzeszowa i po
początkowym epizodzie dziennikarskim rozpoczął pracę w zawodzie nauczyciela. Wkrótce mianowano go dyrektorem jednej z rzeszowskich szkół średnich i tak
rozpoczęła się jego kariera dyrektorska. Nomen omen, właśnie 1 kwietnia 1978 roku został dyrektorem Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Rzeszowie i
prawdopodobnie, a był człowiekiem o nieprzeciętnym poczuciu humoru, przyjmował ten fakt z rozbawieniem. Kierował szkołą założoną w Sędziszowie Małopolskim
w roku 1945 i przeniesioną do Rzeszowa w roku 1977. Natychmiast zaprezentował się jako "dobry gospodarz", co w owych czasach było wyrazem najwyższego
uznania w oczach władz, a jemu pozwoliło rozpocząć adaptację skromnej typowej szkoły podstawowej na specjalistyczną bazę lokalową i warsztatową liceum sztuk
plastycznych. Poszerzył i zmodernizował zaplecze techniczne szkoły. Uciekając się do różnych wybiegów oraz tak zwanego systemu gospodarczego zbudował
budynek dla warsztatów metaloplastyki i mechanicznej obróbki drewna, uzyskał od władz miasta sąsiadującą ze szkołą kamieniczkę i zaadaptował ją na galerię
o tajemniczej nazwie "Szczury". Zainicjował budowę bursy szkół artystycznych, jaka miała mieścić się przy rzeszowskim rynku.
Najpierw z Marianem Ziemskim, a później z Józefem Gazdą, "przemeblowywał" kadrę rzeszowskiej szkoły. Wyszukiwał nauczycieli
i zatrudniał ich nie ukrywając, że praca w "plastyku", to nie kokosy. Zarażał każdego swym entuzjazmem. Wyglądało to tak, jakby odnalazł coś, czego dotąd szukał
bezskutecznie przez całe życie. Idea wychowania przez sztukę zawładnęła jego umysłem. Już w pierwszych latach jego kadencji Państwowe Liceum Sztuk
Plastycznych w Rzeszowie otrzymało imię Piotra Michałowskiego, co w tamtych latach w Rzeszowie musiało być efektem niebywałych zdolności dyplomatycznych.
Niestrudzenie doskonalił zastany i "uprofilowany" przez ministerstwo program średniej szkoły plastycznej, którą chciał widzieć wyłącznie jako szkołę
artystyczną. Pozornie staroświecką manufakturę "produkującą" najwyższej jakości "kapitał ludzki". Z ogromnym szacunkiem odnosił się do zasłużonych
nauczycieli zawodu, mistrzów kowalstwa artystycznego, którzy pierwsze kroki w tej dziedzinie stawiali jeszcze przed drugą wojną światową. Lubił
eksperymenty i ryzykowne przedsięwzięcia. Wzbogacił program nauczania o coś, czego nie było dotąd w żadnej średniej szkole
plastycznej. Z mylą o przyszłości absolwentów "plastyka" zainicjował studium pedagogiczne istniejące w latach 1982 - 1984. W ten sposób uczniowie
ostatnich klas rzeszowskiego PLSP zdobywali uprawnienia do pracy w placówkach kulturalnych i oświatowych jako nauczyciele lub instruktorzy plastyki.
Za jego "dyrektorowania" nastąpiła zmiana programów nauczania i wprowadzono nowe specjalności (wystawiennictwo, formy użytkowe -
metaloplastyka i snycerstwo). Szkoła nawiązała kontakt z Lycee Malberbe w Caen, gdzie również prowadzone są zajęcia plastyczne, a także ze Skolą Użitkoveho Vytvarnictva
w Koszycach. Przez wiele lat następowała wymiana uczniów między tymi szkołami i Państwowym liceum Sztuk Plastycznych w Rzeszowie.
Z początkiem lat osiemdziesiątych tamtego stulecia był nie tylko dyrektorem szkoły, ale stał się nieoficjalnym mężem zaufania
dla nauczycieli oraz szkolnego personelu. Tonował konflikty, które w owych latach musiały się pojawiać, ale równocześnie racjonalnie oceniał
polecenia władz zwierzchnich, niejednokrotnie przeciwstawiając się ich decyzjom w imię zdrowego rozsądku. Zmiany ustrojowe powitał entuzjastycznie.
Wyobrażał sobie, że nastąpi okres rozkwitu średniego szkolnictwa artystycznego. Tymczasem wydarzenia potoczyły się w innym kierunku. Zamiast opieki demokratycznie wybieranych
władz i rozwoju szkoły pojawiały się oznaki degradacji. W roku 1993 zrezygnował z dalszego kierowania rzeszowskim "plastykiem". Wtedy też rozpoczął samotną walkę o zachowanie
resztek zbiorowej przyzwoitości. Pisywał artykuły i felietony, był stałym gościem rzeszowskiej telewizji. Gdzie tylko mógł walczył o miejsce w życiu społecznym należne
jego zdaniem edukacji w ogóle, a szczególnie o miejsce należne jego zdaniem edukacji artystycznej młodych pokoleń. Tej oryginalnej odmianie edukacji, którą poznał dogłębnie
i tak cenił jako pedagog. Z jego inicjatywy powstało Stowarzyszenie Przyjaciół PLSP w Rzeszowie, mające wspierać szkołę w nowych warunkach społecznych i ekonomicznych.
Okazało się jednak, że w nowych warunkach także i on musi znaleźć dla siebie nowe miejsce. Przygotowywał więc studentów Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania do zawodu
dziennikarskiego. Starał się być przewodnikiem we wspaniałej krainie języka. Pasjonowała go zwłaszcza retoryka, której arkana przekazywał swoim
studentom, choć czasami robił to za wszelką cenę, gdyż lata kart mikrofonowych giną już w zbiorowej niepamięci.
Jest tajemnicą Poliszynela, że był także artystą, autentycznym twórcą. Uprawiał nietypową dzisiaj twórczość literacką, wyrastającą z klasycznego warsztatu
poetyckiego. Preferującą rytm i rym, a nie biały wiersz. Pisał utwory o charakterze osobistym, czasami kronikarskim, czasami satyrycznym.
W jego twórczości poetyckiej jeszcze raz ujawniła swą obecność łacina, w której zadurzył się chyba w rzeszowskim liceum na lekcjach profesora Perdeusa.
W utworach Piotra Panka język polski odnajduje swą prawdziwą melodię i rytm, zagubiony dzisiaj w mowie potocznej. Nie zabiegał o karierę literacką.
Choć chciał być jedynie poetą rodzinnego kręgu, to jego twórczość literacka intryguje i zachwyca.
Jak zawsze skromny, ale zawsze rzeczowy, uśmiechnąłby się tajemniczo czytając to, co napisałem. Uśmiech taki zapowiadał krótką ripostę, albo komentarz
równie skutecznie idący w pięty niefortunnego rozmówcy. Dla mędrców jego pokroju elegancki humor, czasami nawet sarkazm jest środkiem higienicznym.
Bo przecież tylko on wie, ile naprawdę mu zawdzięczamy. Szkoła, nauczyciele, uczniowie rzeszowskiego "plastyka". Kultura narodowa - nie bójmy się tego
powiedzieć. Ale także tylko on jeden wie, ile to wszystko kosztowało. Jaką cenę płacił chcąc swe szlachetne marzenia realizować nie tylko dla siebie,
ale dla dobra wspólnego.
Jacek Kawałek